Zbiórka z Emmanuelem - sprawozdanie z ilości otrzymanych darów i relacja z podróży na Ukrainę celem ich rozdania.

 

Przede wszystkim WIELKIE

DZIĘKUJEMY!

To była nasza trzecia zbiórka darów dla dzieci. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem jej wielkości. Otrzymaliśmy tyle darów... A najpiękniejsze jest to, że do wszystkich darów  dołączone były od serca laurki z pozdrowieniami od dzieci z Polski dla dzieci z Ukrainy.

 

ZEBRALIŚMY:

Już możemy podać kwotę zebranych pieniędzy i wydatki poniesione na teraz:

Otrzymaliśmy: 3 140,00 zł.

Na co wydaliśmy? Kwota w PLN
leki 270,4
art.kosmetyczne 272
odzież 242,99
pudła i taśma 98,45
art. szkolne 165
wysyłka palety 228,72
wyżywienie 339
przejazd PL-UA 500
przejazd UA - Donbas 1300
lot powrotny 450
  3866,56

 Jeśli chciałbyś wesprzeć jeszcze finansowo nasze działania - dane znajdują się na dole strony. Nie jesteśmy wspierani przez sponsorów. Nie wszystkie wydatki zostały wliczone. Nikt też nie opłaca naszej pracy, wysiłku... Jeśli możesz wesprzyj! Dziękujemy.

Otrzymane dary spis ilościowy i kilogramowy:

Nazwa

sztuk/opakowań kg
piórnik z wyposażeniem 11 1,5
komplet plastelina, kredki, długopisy 2 0,25
komplet żelopis 32 kolory 1 0,25
komplety długopisów 60 1
notatnik 12 0,5
długopis luzem 220 1
zeszyty A5 425 42
bloki rysunkowe a4 123 16
gumki i temperówki 1 1,5
papier kolorowy a5 46 3
farby plakatowe i akwarele 69 21
pędzelki komplety i luzem 38 1
kredki świecowe i ołówkowe 195 14f
flamastry mazaki 113 9
komplety linijek 17 0,4
piórnik mini komplet 10 0,5
piórnik pusty 8 0,2
kleje w sztyfcie 28 2
cienkopisy 40 1
puzzle małe 16 0,25
plastelina 80 16
kreda 3 0,2
czekolada 29
cukierki, batony, draże, słodycze, wafle 90
wafle z kremem 21
pierniki w czekoladzie 16,2
paluszki 25
paluszki w czekoladzie 2,5
wafle nadziewane 58
wafle nadziewane 9,6
wafle jagodowe 9
książki 50
inne rzeczy jak papier, duże zeszyty, gadżety 40
maskotki 80
482,85

Relacja z drogi i przekazania darów

Nasza zbiórka pokonała razem ponad 1700 km. Ważyła razem ponad 500 kg i była 6-cio krotnie przenoszona.

W realizacji wspomogli nas: Polskie Stowarzyszenie im. J. Lublińskiego w Nowogrodzie Wołyńskim oraz Żołnierze 30-tej Brygady Zmechanizowanej Nowogród Wołyński. Dołączyły także osoby prywatne, jak nasz kierowca Oleg, przewodnik Vitali oraz Serhyi, który udzielił noclegu, przenosił dary. DZIĘKUJEMY.

 

Trasa jaką pokonaliśmy z darami:

zbtrasa

25 lutego 2018 r.

Spakowaliśmy zbiórkę do samochodu i ruszyliśmy z Opola do Nowogradu Wołyńskiego. Podróż mijała nam szybko. Niestety mieliśmy problemy na granicy. O ile przez stronę polską przejechaliśmy bez żadnych kłopotów, to po stronie ukraińskiej zaczęły się problemy. Najpierw zastanawiano się jakich dokumentów żądać i chciano coraz to innych. Zaczęło się od wnikliwego analizowania ilości darów, spisu i ilości kilogramów. Celnik nie potrafił zrozumieć jaka jest różnica pomiędzy organizacją, a osobą prywatną. Mimo iż miał wszelkie dokumenty stwierdzające autentyczność organizacji, to jednak wciąż czegoś szukał... Wydaje mi się, że chodziło zwyczajnie o umęczenie nas. Temperatura spadła do minus 15 stopni Celsjusza, a my staliśmy przed zamkniętym okienkiem budki celnika i czekaliśmy. Obsługa po ukraińskiej stronie pozostawia wiele do życzenia. Po polskiej stronie jest się sprawdzanym i oczekuje się na decyzję celników w klimatyzowanych pomieszczeniach. Po ukraińskiej - pod dachem kanału, czyli prawie pod gołym niebem. Ostatecznie nie wytrzymałem i wszedłem do budki celnika, informując go, że nie mam zamiaru dalej stać na zewnątrz, bo jest bardzo zimno. Celnikowi niezbyt się to podobało, ale przystał na moją obecność.

Zaczęły się wielkie kombinacje. Celnik, na moje oko, miał  kłopoty zdrowotne: na ekran komputera patrzył pod kątem 45 stopni i miał napadowe drżenia rąk tak silne, że nie mógł pisać. Zaczęło się tłumaczenie, że nie może mnie przepuścić, ponieważ nie jesteśmy taką organizacją, jaką on ma w przepisach. Pokazuję numery, zgłoszenia... Celnik przegląda spis darów podzielony na sztuki i kilogramy... Nagle wypala hasło: "No to ile kilogramów ma jeden kartonik?" Widział kartony trzy razy i widział, że są różnej wielkości, więc pytanie co najmniej nie na miejscu. W międzyczasie udało mi się skontaktować ze znajomymi w Ukrainie i poinformować ich, że jesteśmy zatrzymani. Rozpoczęła się akcja, by uwolnić zbiórkę. Celnik ponownie pyta gdzie jadą dary. Tłumaczę, że docelowo do strefy ATO. Otrzymuję odpowiedź, że na taką zbiórkę trzeba mieć pozwolenie służb SB, więc tym bardziej nas nie przepuści. Wreszcie dzwoni znajoma i tłumaczy celnikowi, że to zbiórka ogólnopolska, nie pierwsza, że organizacja zaufana, że człowiek który przed nim stoi ma medale... Nic nie pomaga. Celnik się uparł podpierając się zdaniem: "Ten pan myśli, że on jest w Europie, a on jest w d...". No to już wiedziałem, że nie mam do czynienia z osobą, której zależy, aby Ukraina weszła do UE.  Mamrocze przez telefon, że gdyby konsul polski napisał na granicę, nie byłoby problemu. No cóż, konsul był o to proszony. W międzyczasie dowiadujemy się od znajomych ze służb SB Ukrainy, że nie ma takiego prawa, aby zgłaszać zbiórkę im. Chwytam się tego i tłumaczę celnikowi o czym służby informują... Człowiek udaje, że nie słyszy. Mam dość i łapię za telefon mówiąc, że dzwonię do Ambasady UA w Warszawie do... (podaję nazwisko wysokiego urzędnika). Celnik reaguje: "A po co od razu ambasada, konsulat...". Żeby się mnie pozbyć z kantorka, wychodzi i chce zobaczyć zawartość paczki. Otwieramy wybraną przez niego. Wyciąga słodycze... Dłuższą chwilę przegląda i liczy. Stwierdza, że trzeba zapłacić mandat. Znajomy idzie go zapłacić, co trwa kolejne 20 minut.

Pomimo zapłacenia mandatu i tak kazano nam zjechać na parking. Współpasażerka, Ukrainka, próbuje dotrzeć do celnika tłumacząc mu, że tak nie wypada, że wieziemy dary dla dzieci zebrane w całej Polsce i  jak to teraz przed  Polską wygląda... Paszporty są nie wiadomo gdzie, celnik nie ma legitymacji ani identyfikatora, wokół szczere pole, a na termometrze minus 15 stopni. Dowiaduję się, że celnik chce zrobić zdjęcie wszystkim paczkom. W związku z tym, kazano nam część paczek przenieść na przód samochodu. Na dodatek celnik robi mi zdjęcie, trzy razy strzelając  mi w twarz lampą błyskową. Oburzam się, bo potrzebuje  odpowiednich dokumentów, żeby móc robić mi zdjęcie. Nie reaguje. Przenosimy paczki i mija trzecia godzina stania na mrozie. W międzyczasie odjechało wiele samochodów... Czekamy kolejne 20 minut, aż celnik łaskawie przyjdzie. W końcu sfotografował wszystko i zaprosił po paszporty.

Mając już paszport w ręce, wracam pod okienko urzędnika i czekam aż otworzy. Patrzy na mnie, po czym dłużą chwilę udaje nieobecnego. Widząc, że nie rezygnuję, otwiera. Pytam: "Ja poproszę pana nazwisko lub legitymację". Odpowiedź brzmi: "Nie". Jeszcze raz powtarzam. Nic. W końcu mówię: "Pan jest urzędnikiem, musi się pan wylegitymować na wezwanie". Odpowiedź brzmi: "Nie. A o co chodzi? Przecież was puściłem". Pytam jeszcze raz o legitymację. Cisza. Robię komórką zdjęcie i odchodzę.

Przemarznięci ruszamy z granicy i zatrzymujemy się na pierwszej możliwej stacji benzynowej, żeby napić się czegoś ciepłego, zjeść. Udajemy się w dalszą podróż do Nowogradu. W samochodzie próbujemy się rozgrzać okrywając kocami. O czwartej nad ranem dojeżdżamy na miejsce w Nowogrodzie Wołyńskim. Tu szybko wyciągamy zbiórkę przed wejście do domu, żeby kierowca mógł odjechać. Jest już  minus 19 stopni C. Nas z Serhyiem czeka wniesienie zbiórki na trzecie piętro. Robimy to w 40 minut, pijemy herbatę i kładziemy się spać.

 Następne dni to organizacja dalszego wyjazdu na Wschód. Potrzebujemy człowieka, który nas pokieruje. Ja w międzyczasie odwiedzam z darami świetlicę "Ziarenko". Świetlicę prowadzą Siostry Sercanki. Przychodzą do niej biedniejsze dzieci. Siostry wszystko organizują sobie same, szukają pieniędzy, sponsorów... Zostawiam trochę darów dla dzieci, a one zapraszają mnie na koncert :-)

Niestety w Ukrainie bardzo spadła temperatura. Musimy przełożyć wyjazd. Udaje nam się jednak skontaktować z żołnierzami na Wschodzie, którzy znaleźli nam miejsce, gdzie możemy przekazać dary. Okazuje się, że w pobliżu miejsca ich stacjonowania jest sierociniec, a właściwie odpowiednik polskiego Pogotowia Opiekuńczego. Tutaj dzieci przechodzą rehabilitację po różnych trudnych doświadczeniach jak wojna, brak rodziców, alkoholizm czy porzucenie przez rodzica. Przebywa tu 38 dzieci w wieku od 3 do 12 lat. A my mamy 40 paczek. Postanawiamy, że paczki będą dla tych dzieci. Bo co jak co, lecz nawet jeśli jest bieda, ale są rodzice, to przynajmniej jest rodzicielskie ciepło. A te dzieci? Pokrzywdzone i wojną i brakiem rodzica...

Mamy trudność ze znalezieniem w miarę taniego samochodu do przewiezienia nas i darów. W końcu okazuje się, że najtaniej i najbezpieczniej dla nas będzie jechać samochodem osobowym, a dary wysłać do bliskiego urzędu pocztowego jako paletę. Organizujemy się, pakujemy dary do samochodu i zawozimy na pocztę. Tu pracownicy pomagają zapakować je na paletę. Kiedy dowiadują się, że to dary z Polski dla dzieci, nagle wszyscy wyglądają zza biurek, by przyjrzeć się darom... Zbiórka pojechała. My poczekamy jeszcze kilka dni i też pojedziemy.

 

 

 

28577472 2037678339781717 432936038725955355 nMając chwilę czasu na różne rozmowy, dowiedziałem się, że nasza zbiórka dotarła cudem. Zdecydowana większość darów jest wycofywana. Dlaczego? Otóż oligarchowie ukraińscy życzą sobie, by przywozić pieniądze i kupować dary w ich sklepach, co za tym idzie, napychać ich kieszenie. Oj, daleka jest polityka od pomagania i fundacji pomocowych. Na dodatek sytuację wojenną na Wschodzie nazwano oficjalnie "operacją przeciwdziałania agresji", co automatycznie utrudnia wszelkie dostarczanie pomocy. Nieogłoszona wojna, niby traktaty pokojowe, uniemożliwiają działania fundacji pomocowych, które mają w statutach zapis o  pomocy ofiarom wojny i jej skutków. Tak właśnie działa wojna hybrydowa. Nie wiadomo kto ją prowadzi i z kim. Panuje kompletna dezinformacja i trudno jest działać. A żołnierze i tak dalej giną zdejmowani przez snajperów, jakieś ostrzały pojawiają się nie wiadomo skąd. Ludzie już tak przywykli, że czterech kolejnych zabitych nie robi wrażenia.

 

6 marca 2018 r.

W czasie weekendu zorganizowaliśmy podróż. Rano ruszyliśmy na wschód Ukrainy. To długa i wymagająca wielkiego wysiłku podróż. Tu nie ma autostrad. A drogi? Zdarza się, że parę kilometrów można jechać w miarę dobrą drogą. Potem dziura na dziurze, a pomiędzy nimi jakieś fragmenty asfaltu. Na dodatek zalegający śnieg tworzy koleiny... Wyjazd wiąże się z wymianą resorów w samochodzie, dlatego jest drogi. Mamy jednak dobrego kierowcę Olega, który zawozi nas bezpiecznie pod sam Donieck. Po 14 godzinach w samochodzie docieramy do miejsca, gdzie spędzimy noc. Wjeżdżamy za bramę, której pilnuje uzbrojony żołnierz i tym samym znikamy.

Podróż kończymy niecałe 2,5 km od granicy, będącej właściwie frontem wojennym. Noc spędzamy w ciepłych pomieszczeniach, gdzie żołnierze mają ustawione łóżka, zorganizowaną jadalnię. Dowódca odstępuje swój pokój jedynej kobiecie jaka z nami przyjechała. Mamy dostęp do ciepłej łazienki i wody. Każdy dostaje łóżko, śpiwór. Młodzi żołnierze chodzą i ciekawie się nam przyglądają, starsi siadają z nami do kolacji.

29101678 2040653656150852 2751561430858727424 oTo lubię! Kolacja złożona z salła (świńskie sadło) pokrojonego cienko, chleba, ogórków... Co mogę napisać? Na żołnierzy 30-tej Brygady zawsze można liczyć. Wiedzą, że wolontariuszy trzeba: napoić herbatą, kawą, dać jeść, przenocować. Zawsze życzliwi i gotowi do rozwiązania każdego powstałego problemu. Brak ładowarki, papieru, chusteczki, czy nawet ciepłych butów - od razu starają się zaradzić problemom. Podczas wielu moich wyjazdów na wschód spotykałem w tym batalionie skromnych i życzliwych ludzi, otwartych na rozmowę. Nigdy nie spotkałem się z jakimś naciskaniem czy proszeniem o coś, czego potrzebują. Zazwyczaj delikatnie próbują zwrócić uwagę, że czegoś potrzeba, czegoś nie mają. Cieszą się z każdego daru.

Przy kolacji śmiejemy się z różnych opowiadań. Ja zawsze śmieję się z różnic językowych i skojarzeń. Przypominam sobie zdarzenie z jednego z pierwszych wyjazdów, kiedy zostałem sam wśród żołnierzy nie umiejąc języka i dowódca zwrócił się do mnie: "Hubert zaraz pridu i budemo spułkowaty sia". Cóż, w języku polskim spółkują owady, więc zrobiłem się biały, zielony - bo gdzie tu uciekać jak wokół wojna... Na szczęście pojawił się żołnierz, który mówił po polsku i wyjaśnił mi co to znaczy :-) Rozglądam się po pomieszczeniu i zauważam dziwną rzecz. Brak kamizelek kuloodpornych, mało kasków jak na taką ilość żołnierzy... Coś tu nie gra - myślę. W rozmowie żołnierz informuje mnie, że nie ma też samochodu, by się poruszać. Wszystko jest w sztabie, do którego jest ponad 20km. Niestety taka jest prawda. Wolontariusze trafiają do sztabów, a nie na pozycje. Od sztabu zależy czy coś powędruje dalej. Niestety, nie zawsze wędruje! Zmartwiła mnie ta sytuacja, zwłaszcza że wiem, że w Polsce starego jeepa można kupić za parę tysięcy złotych. Może uda się nam zadziałać? Żołnierze potwierdzają, że to by się naprawdę przydało, są nawet gotowi dołożyć  swoje pieniądze, byle pomóc im kupić samochód. W Ukrainie samochody są bardzo drogie. Można mieć samochód z Polski tani i dobry.

Mimo nocy pełnej różnych odgłosów meldunków gdzieś za drzwiami, zmian wart żołnierzy, strzelającej co jakiś czas dmuchawy nagrzewającej pomieszczenie, jęku sprężyn łóżek i chrapania... rano budzę się dość wypoczęty, ale chętnie nie wyciągnąłbym małego palca spod śpiwora. Jednak trzeba było wstać. Jeden z żołnierzy proponuje kawę... Wychodzę na zewnątrz, a tu co? Wszystko pokryte lodem! W nocy padał deszcz, który zamarzł. Wszędzie ślisko, samochodu nie da się otworzyć...Obłupujemy go z lodu i powoli szykujemy się do wyjazdu. Żołnierzom od siebie przekazuję trochę darów, jak czekolada, środki higieniczne... Oglądam obrazki na ścianach, na których czytam napisane dziecięcym pismem, krzywymi literkami wołanie: "Tato tęsknię, wracaj szybko!"

 

 

 

Wokół lodowisko, jednak my ruszamy do sztabu głównego, by potem wraz z innymi żołnierzami pojechać po dary. Trzema samochodami podjeżdżamy po dary na pocztę. Tu czekała na nas zapakowana paleta, którą rozkładamy do samochodów. 40 paczek z artykułami szkolnymi, 40 paczek ze słodyczami plus inne paczki, misie, maskotki, zeszyty, mazaki... Wszystko ląduje w samochodach i jedziemy do Domu Dziecka.

Właściwie w Polsce nazywamy takie miejsce Pogotowiem Opiekuńczym. Tu nazywa się to internatem, gdzie przebywają dzieci porzucone przez rodziców. Okazuje się, że trafiamy do ponad 30 dzieci, których losy są przeróżne. Niektóre od razu na nas spontanicznie reagują, przytulają się, mówią, że czekają na nową rodzinę. Inne, ostrożniejsze, bardziej nas obserwują. Wszystkie dzieci aktywne, otwarte... Od Pani dyrektor dowiadujemy się, że są dzieci, które przeżyły wojnę, straciły rodzica lub zostały porzucone. W internacie pozostają przez 9 miesięcy i tu uczą się aktywnego życia. Organizują przedstawienia, koncerty, zabawy... Nie widzę, by miały telefony komórkowe, komputery. Co ciekawe, jedno zwraca uwagę na drugie, pomagają sobie, nie są zamknięte. Opiekują się sobą wzajemnie. Pełne chęci życia. 

28619076 1733118183418285 4356742199341276881 oZostajemy zaproszeni na przedstawienie. Mamy 7 marca, więc to przedstawienie z okazji Dnia Kobiet, w przeddzień święta. Dzieci tańczą, śpiewają, opowiadają anegdoty... Jest naprawdę miła atmosfera. Po koncercie przechodzimy do sali, gdzie dzieci dostają laurki od dzieci z Polski. Żywo się interesują, próbują czytać. Rozpoznają narodowe barwy flag... Cieszą się. Obiecują odpisać dzieciom w Polsce. Trochę wbrew planom dyrekcji domu, rozdajemy z żołnierzami paczki z przyborami szkolnymi. Zależało mi na tym, by to żołnierze rozdawali paczki i pomagali otwierać. To ważne. W sytuacji wojny miejscowe dzieci boją się żołnierzy, źle się im oni kojarzą. Dlatego ich obecność w sytuacji pomocy jest ważna. Ważne, by dzieci się ich nie bały i nie zapamiętały tylko jako groźnych ludzi z karabinami.

Dzieci na wezwanie dobrały się do paczek. Pani dyrektor załamana! A ja celowo na to pozwoliłem. Żeby otwarły, zobaczyły co tam jest, jakie dary. Dzieci zachowały się świetnie. Zaczęły patrzeć sobie wzajemnie do paczek, chwalić się, pokazywać z zainteresowaniem... Ale nie widziałem zazdrości ani kłótni. Chodziły i zaglądały do paczek, dyskutowały o tym "a co to, a do czego tamto"... Atmosfera tak się rozluźniła, że zapomniały o obiedzie i o nas. I o to chodziło.

 

Panią dyrektor prosimy, by nadmiar darów przekazać innym potrzebującym dzieciom. Okazuje się to zbyt niebezpiecznie, by teraz chodzić i takich szukać. Po naszym wyjeździe dowiadujemy się, że w okolicy snajper zastrzelił żołnierza. Taka jest rzeczywistość cichej wojny.

 

 

 

 

 

Żegnamy się z ekipą i ruszamy w drogę powrotną. W samochodzie początkowo sami nie wiemy co ze sobą zrobić. Tyle wrażeń naraz. Każdy o czymś myśli... nikt nie śpi. Do końca drogi (kolejne 14 godzin) prowadzimy żywe dyskusje o sytuacji w Ukrainie, sytuacji żołnierzy... O 3 nad ranem docieramy do Nowogrodu Wołyńskiego i idziemy spać.

Tych chwil nie da się opisać. Ciężka praca by dostarczyć dary, a potem chwile ich oddania. I gdzieś "w tyle głowy" zmartwienie: A co będzie dalej???

Fotorelacja u dołu strony :-)

 

Tak bardzo chcielibyśmy, by świat patrzył w jedną stronę.

W stronę wzajemnej miłości, szacunku, pomagania...

29025769 2040054449544106 232586549391261696 o

 

 

Tu możesz nas wesprzeć. Nawet kiedy kończymy akcję, to i tak będzie następna, wyślemy dodatkowe paczki...

In Blessed Art

Szkolna 8a

46-024 Dąbrówka Łubniańska

konto: 66 1050 1504 1000 0090 8011 7766 

Chcesz się z nami skontaktować?

Pisz: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Dzwoń: +48 537 596 130

Darowizna przez system szybkich płatności. 

Darowizna przez system PayPal (kliknij)

Darowizna przez sytaem PayU

 

DZIĘKUJEMY!

Schron gdzie spaliśmy:

 

Koncert i przekazanie darów:

 

Foto darów:

 

Wybrane laurki z pozdrowieniem dla dzieci w Ukrainie od dzieci z Polski:

 

Chcesz, żebyśmy Cię informowali na bieżąco o nowych filmach...

Zapisz się na NEWSLETTER:

 

Spokojnie, nie wysyłamy spamu, nikomu nie podajemy adresów, nie sprzedajemy.... To nasza top secret relacja :-)

 

 

 

 

Partnerzy i współpraca

Popierasz nas? Wspieraj nasze działania!

Jesteśmy legalnie działającą i zarejestrowaną fundacją. Składamy rozliczenia z każdej otrzymanej darowizny.

Każde wsparcie nagradzamy!

 

Fundacja In Blessed Art

66 1050 1504 1000 0090 8011 7766  

(wpłaty z dopiskiem: Darowizna na fundację/lub konkretny projekt)

 

System szybkich płatności

NASZE DANE

Fundacja In Blessed Art

tel: +48 537596130

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Szkolna 8a

46-024 Dąbrówka Łubniańska

KRS 0000651122

Nasze strony internetowe:

PRACOWNIA IKON

www.elazaricon.pl

SZKOŁA IKONOPISARSKA ONLINE

www.inblessedartschool.pl

SKLEP

www.inblessedartshop.pl

AKCJA UPAMIĘTNIENIA

www.niezapomniani1920.pl

 

Zapomniani NIEZAPOMNIANI

Upamiętniamy Bohaterów 1920 roku.

 

 

Zobacz jaką akcję prowadzimy dla zapomnianych na 100 lat 

62. Żołnierzy 1. kompani 13. Batalionu pochodzących z Błękitnej Armii.

 

Niecodzienna akcja na stronie:

INEZAPOMNIANI1920.PL